Nigdy nie myślałem, że coś takiego mi się przytrafi. Jestem z natury człowiekiem ostrożnym. Pracuję w miejskiej bibliotece, moje życie toczy się między p?łkami a domem, a największym ryzykiem jest wypożyczenie komuś książki bez sprawdzenia, czy poprzedni czytelnik nie zostawił w niej zasuszonego listka. Ale po tamtym rozstaniu… Czułem się jak przeźroczysty. Jakbym nie istniał dla świata. Przyjaciele namawiali na wyjścia, ale ja wolałem schować się w czterech ścianach. I tak, w jedną z tych samotnych, dżdżystych nocy, z nud?w i pewnie z ciekawości, trafiłem na kasyno vavada.
To nie była decyzja, żeby zarobić. To była decyzja, żeby poczuć cokolwiek. Adrenaliny. Oczekiwania. Żeby na chwilę przestać analizować każdy sw?j krok. Pamiętam, jak pierwszy raz wpłaciłem tę symboliczną sumę – ręce mi się trzęsły. Wybrałem automaty, te z jakimiś prostymi symbolami. Nie żadne skomplikowane strategie. Po prostu kręciłem. I wie pan co? Przegrałem te kilkadziesiąt złotych do zera. Ale poczułem coś dziwnego. Nie smutek, a rodzaj ulgi. Że mogę coś stracić i świat się nie zawali. Że to tylko gra.